Konstrukt Michał Ferek 8,3
ocenił(a) na 89 tyg. temu „Ze zdziwieniem obserwowali, jak konstrukt okręca głowę kobiety z taką łatwością, jak zwykłą nakrętką od plastikowej butelki. Kark zaskrzypiał i strzelił, a ukręcona skóra zrolowała się, po czym pękła. Obrócił głową […] kilkukrotnie wokół własnej osi, aż w końcu uniósł za włosy wyrywając od ciała wraz z częścią kręgosłupa szyjnego. Z ciała przypominającego wyciśniętą tubkę wystrzelił gejzer krwi, wraz z sercem i buzującymi arteriami.”
„Głowa na chwilę opadła, lecz szybko powstała, kiedy kłębowisko przewodów niczym szukające pożywienia glisty podłączyły się przez szyję do pnia mózgu i tworząc od zewnątrz swoistą, nitkowaną skorupę chroniły głowę [...] jak hełm."
Horror ekstremalny to podgatunek, którego nie da się wyrzucić z głowy. Nieważne, co byś robił i co czytał, w głębi duszy wiesz, że prędzej czy później znowu zapuścisz się w rejony literatury grozy, do miejsc i momentów, których wielu czytelników unika. Ta chorobliwa ciekawość sprawia, że chcesz wiedzieć więcej, masz ochotę przekraczać kolejne tematy tabu i w efekcie sięgasz po jeszcze ostrzejszych pisarzy.
Ekstrema w Polsce nigdy nie cieszyła się ogromnym zainteresowaniem i widać jak zainteresowanie tym podgatunkiem spada, jednak nie sposób zanegować faktu, że mamy w kraju kilku interesujących pisarzy tego nurtu. Piszą, wydają innych pisarzy i za wszelką cenę trzymają ten mały płomień, który chcą rozpalić w innych.
Jednym z tych pisarzy, o którym zawsze z chęcią wypowiem się na forum publicznym jest Michał Ferek. Człowiek w pełni oddany temu, co robi i autor ekstremy z prawdziwego zdarzenia. Podczas gdy kilku innych odpuściło, on z uporem godnym podziwu pisze dalej zaskakując nas z roku na rok kolejnymi powieściami. Dał się poznać poprzez mocny animal horror pt. „Żabi król”, następnie dwukrotnie poharatał nasze wnętrzności za pomocą Roya, narratora „Świntucha” (inny tytuł „Wyspa rozkładu”, by ostatecznie zaskoczyć nam bezkompromisową ekstremą jaką jest „Konstrukt”.
Prezentowany tu „Konstrukt” to historia, która będzie zaskoczeniem dla wszystkich obracających się w horrorze ekstremalnym i orbitujących wokół jego pierścieni. Ferek jest autorem, który przyzwyczaił mnie do bogatej wyobraźni i nietuzinkowych pomysłów, jednak nie spodziewałem się, że jego najnowsza powieść będzie specyficznym połączeniem splatterpunku i science-fiction. Michał wziął na warsztat kilka pomysłów, które na pierwszy rzut oka wydają się być oddalone od siebie o lata świetlne, i przy pomocy swoich zdolności stworzył coś, co dosłownie urywa głowę.
Jesteście w stanie wyobrazić sobie zaawansowanego robota z rozkładającą się głową nieboszczyka, który biega po okolicy i zabija ludzi? A może temat obcych ras z dalekiego kosmosu, które nas otaczają, ale nie są widoczne? W rękach kogoś takiego jak Ferek, ta pozorna abstrakcja nabiera nagle ogromu kolorów, które w pełnym słońcu świecą się niczym mechaniczny robot. Michał po raz kolejny zabiera nas w podróż po Stanach Zjednoczonych i pokazuje, że w jego wyobraźni nie ma rzeczy niemożliwych.
„Konstrukt” to nie tylko pomysły rodem z filmów science-fiction. W swojej najnowszej książce Ferek prezentuje nam wszystko to, za co pokochaliśmy jego twórczość. Trup ściele się gęsto, dynamika ścisłe łączy się z hektolitrami świeżej krwi, opisy wykręcają wnętrzności na drugą stronę, a kilka akcji na stałe wypala się w głowie czytelnika. Michał po raz kolejny nie bierze jeńców udowadniając, że jego ekstrema to nie są żadne rurki z kremem, lecz bezkompromisowa jazda bez trzymanki, którą przeżyją tylko nieliczni.
Myślę, że sama fabuła zasługuje na większe uznanie. Autor prowadzi nas przez trzy osobne historie, które w toku fabuły okazują się ze sobą ściśle powiązane. Coś, co na początku wydawało się jedynie małym przypadkiem, odgrywa później bardzo istotną rolę jakiej większość mogła się nie spodziewać.
„Konstrukt” nie jest książką dla każdego i zdecydowanie odradzam lekturę czytelnikom, którzy nie mieli jeszcze do czynienia z horrorem ekstremalnym. Ferek pisze dla ludzi, którzy nie boją się opisów poszatkowanego mózgu, czy też kosiarki ściągającej z głowy fragmenty czaszki. To czysta rozrywka, która zapewni wam frajdę na kilka kolejnych dni.
Na chwilę obecną książka jest wydana w trybie self, jednak ptaszki ćwierkają, że zbliża się pełnoprawne papierowe wydanie powieści. Jako ultrafan papieru doceniam fakt, że książka znajdzie się na półce obok innych dzieł Ferka i mocno kibicuję, by w tym roku zasypał nas kolejnymi publikacjami.
Na sam koniec chciałbym podziękować autorowi za bezustanne zaufanie i możliwość przedpremierowego przeczytania powieści. Wierzę w talent Michała i myślę, że wy też powinniście zaufać jego ekstremie.